Den stakkels mand og den grådige købmand

Den stakkels mand og den grådige købmand

Dawno, dawno temu żył sobie pewien kupiec. Jednego razu przywołał do siebie biedaka i rzecze:

– Chcę jechać do Chiwy* po jakiś chodliwy towar. Jeżeli podejmujesz się mi pomóc, to zabiorę cię ze sobą. Ani się obejrzysz, jak się wzbogacisz.

– Zgadzam się – odparł biedak. – Ale jakie wynagrodzenie otrzymam za swoją służbę?

– Bądź spokojny, nie skrzywdzę cię. A teraz idź, zbieraj się do drogi.

Alboż to dużo czasu potrzeba biedakowi na zebranie się? Wyruszyli

w podróż następnego dnia. Szli, szli, aż się zmęczyli. Usiedli przy drodze, by posilić się trochę. Biedak wyciąga swe jadło, a kupiec swego kufereczka nie otwiera.

– Poczęstuj się – mówi biedak.

I następnego dnia było tak samo, i trzeciego także. Aż biedakowi zapasy się skończyły. Zobaczył kupiec, że w sakwie biedaka pustki, otworzył wtedy swój kufereczek i zabrał się do jedzenia.

Podjadł sobie i rzecze:

– No to w drogę!

– Baju**, jedzenie mi się skończyło – mówi biedak – a droga przed nami daleka. A i chłodno. Lepiej będzie, jak wrócę do domu.

– Jak uważasz – odparł kupiec. – Karmić cię nie mogę, gdyż nie wiem, czy dla mnie samego wystarczy.

Zawrócił głodny biedak do domu, a kupiec poszedł dalej w swoją stronę.

Pod wieczór pogoda się popsuła, spadł obfity śnieg. Biedak marszem się rozgrzewa, a w brzuchu pusto. Raptem patrzy, a tu coś czarnego przed nim. Podchodzi bliżej – wieża. A wewnątrz schodki prowadzące w górę. Postanowił zanocować w tej wieży. Jak by nie było – dach nad głową. A tu jeść się chce. Sen nie przychodzi. Nagle słyszy, śnieg skrzypi nie opodal. Przytaił się biedak, ani dyszy. A tu lisiczka wchodzi do środka. Usiadła w kątku. Śnieg znów zaskrzypiał i pojawił się szakal, usiadł obok lisiczki. Potem przyszedł wilk, a za nim – lew. Rozsiadły się zwierzęta na dole, a biedak nad nimi, pod dachem.

Lew ziewnął i rzecze:

– Skoro nas los zetknął, a i żeby było weselej znieść tę niepogodę, opowiedzmy sobie o widzianym i zasłyszanym.

Zwierzęta zgodziły się. Pierwsza zabrała głos lisiczka.

– Gdy tylko zaczyna padać śnieg, zawsze się chronimy w tej wieży. Jutro wzejdzie słońce, niebo przejaśni się i każdy ruszy w swoją stronę. A ja zatrzymam się tu jeszcze. Pod ścianą tej wieży mieszka sobie szczur. Gdy śnieg przestaje padać, oczyszcza on wejście do norki i rozkłada wokół niej złote monety. Bardzo lubię patrzeć, jak błyszczy złoto. Gdybym była człowiekiem, na pewno wzięłabym je sobie.

Przyszła kolej na wilka.

– Niedaleko stąd – zaczął – pastuch z pomocnikiem któryś już tam rok z rzędu wypasają stado owiec. Liczba owiec nie zmniejsza się, ale się i nie zwiększa. Nie zmniejsza się, ponieważ czarny pies pastucha nie dopuszcza mnie blisko. Ale i owiec nie przybywa, gdyż przeklęty czarny pies zjada ich więcej niż dziesięć wilków.

– Przyjaciele – rozpoczął swą opowieść szakal – czego jak czego, ale chorób na tym świecie wiele, lecz na wszystko można znaleźć lekarstwo. Właściciel owiec, o którym opowiadał wilk, ma jedynego syna. Bolą go stawy. Gdybym był człowiekiem, zarżnąłbym czarnego psa. Wystarczy bowiem zawinąć chłopca w dymiącą jeszcze, dopiero co zdartą z tego psa skórę, a natychmiast chory wyzdrowieje. Ale o tym nikt z ludzi nie wie. Każdego wieczora kradnę kurę u tego gospodarza, a mi w tej swojej niedoli nawet tego nie zauważa.

Na koniec zabrał głos lew.

– Za wioską, w której mieszka chory chłopiec, wśród starych ruin jest wzniesienie. Pod nim jest zakopanych pięć ogromnych dzbanów, po brzegi wypełnionych złotem. Od dawna wiem o tym, ale po co mi to złoto, skoro nie jestem człowiekiem.

Słuchał biedak mowy zwierząt i nie mógł się nadziwić.

Nazajutrz przejaśniło się, zwierzęta się rozbiegły, a biedak postanowił:

– Niech tam, sprawdzę, co było prawdą w tych nocnych opowiadaniach, a co wymysłem.

Podszedł do norki szczura, a tu garść złota skrzy się i mieni w słońcu. Zebrał biedak złoto i wyruszył na poszukiwanie trzody owiec.

Szedł długo, a może i krótko, gdy ujrzał owce, pastucha z pastuszkiem, a czarny pies rzucił się na niego. Odpędził pastuch psa i zaprosił wędrowca w gościnę.

– Czyja to trzoda? – zapytał biedak.

– Naszego baja.

– Sprzedasz psa?

– Jeżeli się dogadamy. Pastuch z sąsiedztwa ma dużo szczeniąt.

– Ile chcesz za niego?

– Dziesięć monet w złocie – rzekł pastuch.

Policzył biedak swe monety, miał ich piętnaście. Oddał wszystkie pastuchowi, założył sznurek na szyję czarnego psa i mówi:

– Teraz twoje stado będzie rosło.

I opowiedział wszystko, co słyszał od wilka. Pastuch ucieszył się, a biedak z psem udał się do baja, właściciela trzody.

Zaprosił baj wędrowca do domu, nakarmił, herbatą napoił. Biedak podjadł sobie i mówi:

– Baju, przyprowadziłem ci czarnego psa. Jego skóra wyleczy twojego jedynego syna.

– Wędrowcze, uzdrów me dziecię, a dam ci wszystko, czego tylko zapragniesz.

Wyleczył biedak chłopca, baj słowa dotrzymuje:

– Mów, czym cię wynagrodzić, nie odmówię niczego.

– Jeśli tak, każ ogrodzić stare ruiny i oddaj mi to miejsce.

Baj spełnił życzenie biedaka. A ten sprowadził swą rodzinę, wykopał dzbany i żyli dostatnio. Rozdawał biedak złoto, wspierał potrzebujących.

A kupiec, który kiedyś tak niecnie z nim postąpił, dojechał do Chiwy, kupił wielbłąda, objuczył go marchwią i cebulą i ruszył w drogę powrotną. Ale wielbłąd był kradziony. Dopędzili kupca właściciele zwierzęcia, pobili go dotkliwie, a towar po stepie rozrzucili. I przywlókł się oszust do domu, ledwie nogami powłócząc.


* Chiwa – miasto w Uzbeckiej SRR położone nad Amudarią.

** Baj – bogaty hodowca bydła w Azji Środkowej.